Kiedy myślę o sobie sprzed lektury książki „W mgnieniu oka: sztuka montażu filmowego” Waltera Murcha, do głowy przychodzi mi jedno słowo: ignorant. Może w tej subiektywnej ocenie jestem względem siebie zbyt surowy, ale wydaje mi się, że dotychczas patrząc, nie widziałem (albo przynajmniej widziałem mniej, niż powinienem). A już na pewno nie rozumiałem tego, na co patrzę i nie zdawałem sobie sprawy z istoty i wagi zagadnienia, które omówimy w dzisiejszym tekście.
Pisząc o wartości książki z perspektywy przesłania, które za sobą niesie, posłużę się cytatem w pełni oddającym moje (i jak podejrzewam większości ludzi spoza branży) nastawienie. Czym zatem jest montaż filmowy dla przeciętnego zjadacza chleba?
Aha montaż. Czyli wycinasz nieudane kawałki.
„W mgnieniu oka: sztuka montażu filmowego”, wyd. Wojciech Marzec, Warszawa 2019, s. 29
Tyle. Tu przyciąć, tam wyciąć, skrócić, wyrzucić. Nawet będąc początkującym twórcą, w ten właśnie bezceremonialny sposób traktowałem swój nieobrobiony materiał filmowy. Wiedziałem oczywiście, że wszystko musi mieć logiczny ciąg, ale traktowałem tę czynność jako sposób na skrócenie finalnego dzieła, nie zdając sobie nawet sprawy z potęgi narzędzia, jakim się posługuję.
Książka będąca w zasadzie zapisem wykładu wybitnego, wielokrotnie nagradzanego montażysty otwiera oczy na wiele istotnych aspektów montażu filmowego. Okazuje się bowiem, że tytułowe mgnienie oka jest bardzo ważnym elementem sztuki filmowej. Mało tego, autor swoją opowieść prowadzi w tak przekonujący sposób, że świadomie lub nie skłania nas ku refleksji, że w zasadzie życie to film, że każdy z nas, reżyserując swoją codzienność, jest poniekąd montażystą tego, co nazywamy rzeczywistością. Odkrywając mechanizmy rządzące naszą codziennością, dowiadujemy się, dlaczego montaż filmowy w ogóle działa. W końcu przyzwyczajeni jesteśmy do ciągłego obrazu, nieustannej akcji nieprzerywanej nagłymi zmianami perspektywy, prawda? Otóż nie. Przypomnij sobie jakikolwiek z twoich ostatnich snów, to nie musi być nawet dokładne wspomnienie. Jak ono wygląda? Zadziwiająco podobnie do filmu, czyż nie? Podobną rolę odgrywa tytułowe „mgnienie oka” – mrugając, nieustannie montujemy naszą rzeczywistość. Autor przytacza konkretne argumenty potwierdzające prezentowane przez niego tezy i ja mu wierzę.
Tym, co jednak absolutnie odczarowało mój obraz montażu, było odkrycie, że klejąc film z fragmentów, mam wpływ dosłownie na wszystko – chronologię, emocje, historię itd., że montaż filmowy to nie zbieranie wszystkiego w jedną całość, a poszukiwanie drogi, odkrywanie możliwości, jakie daje posiadany materiał. To niesamowite, że manipulując układem, długością i kolejnością poszczególnych elementów, z tych samych „klocków” można ułożyć zupełnie różne, czasem nawet niepodobne do siebie historie.
Autor z racji wieloletniego doświadczenia maluje pełen obraz dziedziny, uwzględniając rozwój technik montażowych na przestrzeni lat, począwszy od rozwiązań analogowych i mechanicznych, aż po epokę cyfrową. Wskazuje wady i zalety każdego z podejść, a przede wszystkim – i to moim zdaniem największa siła tej książki – w nienachalny i dobroduszny sposób uczy pokory. Książka z uwagi na swoją objętość szybko, chociaż bardziej właściwym będzie powiedzieć „w mgnieniu oka”, otwiera nam… oczy. Już wiem, że po jej lekturze nigdy nie spojrzę tak samo na obejrzane i oglądane filmy, zupełnie przeprogramowała mi też proces myślowy towarzyszący samodzielnemu ich montowaniu. Nic już nie będzie takie samo. Książka Waltera Murcha to bez wątpienia istotny element mojej filmowej układanki, polecam każdemu, kto poważnie myśli o tworzeniu filmów nie tylko kinowych, ale także na YouTube czy gdziekolwiek indziej.
Powyższy odnośnik jest linkiem afiliacyjnym. Oznacza to, że kiedy dokonasz zakupu klikając na niego to ja od takiej transakcji otrzymam prowizję. Ostateczna cena produktu się nie zmieni, potraktuj to więc jako formę podziękowania.