Obejrzałem film nagrany smartfonem… na Netflixie!

Tak, tak, tytuł nie jest żadnym clickbaitem. Rzeczywiście na najpopularniejszej platformie wideo można znaleźć film, który został nagrany smartfonem a sytuacja to doprawdy niecodzienna bo akurat Netflix ma bardzo konkretne wymagania w kwestii parametrów dostarczanych do dystrybucji materiałów wideo i bynajmniej na liście akceptowanego sprzętu nie ma (jeszcze) smartfonów. Zatem jak to się stało, że w katalogu dostępnych na platformie produkcji jest jeden taki smartfonowy rodzynek? Niedopatrzenie? Pomyłka? Przypadek? Poszukajmy odpowiedzi, zapraszam do lektury.

Zacznijmy może od początku. Gdyby nie opracowywana kiedyś i sukcesywnie aktualizowana przeze mnie „Historia mobilnej kinematografii” do teraz (pewnie jak większość z was) żyłbym w nieświadomości snując przypuszczenia graniczące z pewnością, że o ile jakość obrazu rejestrowanego przez smartfony jest coraz lepsza, to jeszcze nie czas żeby smartfilmowcy wkraczali na platformy streamingowe. Jakież było moje zdziwienie kiedy w trakcie zbierania materiałów okazało się, że od stycznia 2019 roku na serwerach streamingowego giganta znajduje się film Wysokie loty (2019) / High flying bird (2019), który w całości został zarejestrowany przy pomocy modelu iPhone 8 marki Apple.

Cytując klasyka: jak do tego doszło, nie wiem… choć się domyślam 😉 Twórcą „Wysokich lotów” jest Steven Soderbergh, oscarowy reżyser znany także z innej smartfonowej produkcji – zaprezentowanej rok wcześniej Niepoczytalnej (2018), która poszczycić się może regularną dystrybucją kinową. Łącząc kropki w całość – oscarowy reżyser z doświadczeniem w filmowaniu smartfonami oferuje platformie streamingowej kolejne swoje nietypowe dzieło, kto by się nie zgodził nawet naginając własne wymagania techniczne? Błędem byłoby odmówić i Netflix tego błędu (na szczęście) nie popełnił. W ten oto sposób Steven Soderbergh mógł napisać kolejny rozdział historii mobilnej kinematografii torując drogę przyszłym pokoleniom smartfilmowców.

Skoro poznaliśmy już tło to czas odpowiedzieć sobie na pytanie, jak z perspektywy rozwoju rynku mobilnego wideo i postępu technologicznego obserwowanego na przestrzeni minionych kilku lat wyglada film, który został nagrany w 2018 roku za pomocą smartfona, którego premiera odbyła się 12 września 2017. Nie trzymając was już dłużej w niepewności odpowiem: dobrze, zaskakująco dobrze! To z resztą nie tylko moja opinia bo na IMDb przeszło 9 tysięcy widzów wystawiło tej produkcji ocenę 6.2/10, trochę mniej wyrozumiali byli polscy miłośnicy kina, którzy na rodzimym Filmwebie przyznali jedynie 4.6/10 gwiazdek (przeszło tysiąc ocen), natomiast polscy krytycy na tej samej platformie ocenili „Wysokie loty” na 5.3/10.

Cóż do krytyka filmowego mi daleko dlatego pozwólcie, że warstwy fabularnej oceniał nie będę. Tym na czym mogę się skupić są aspekty techniczne, a tutaj pierwszym który rzuca się w oczy od razu, już od pierwszych minut są początkowe problemy z utrzymaniem stałej ekspozycji oraz mała głębia ostrości (przypadłość typowa dla ówczesnych smartfonów, zresztą podobnie jest i teraz chociaż kompensują to algorytmy i coraz lepsze parametry matryc i obiektywów). Tym co wygląda dość nieprofesjonalnie jest drżenie obrazu w okolicach 12 minuty. Po uderzeniu butelki w stół na jednym ujęciu, w kolejnym obraz drży. Wyglada to tak jakby na stole równocześnie znajdowały się dwa smartfony filmujące obydwa ujęcia na raz. Podobnie sprawa ma się też w kwestii rozpiętości tonalnej i dynamiki obrazu. Szczególnie na początku filmu kiedy gra cieni jest tak ostra, że aż kłuje w oczy. Ma to pewnie swoje uzasadnienie w chęci ograniczenia szumu i utrzymaniu przyjemnej wizualne dla oka stylistyki. W trakcie oglądania nie mogłem też oprzeć się wrażeniu, że z każdą kolejną minutą zbliżającą nas do końca projekcji ogólna jakość prezentowanych kadrów jest coraz lepsza. Wygląda to tak jakby, reżyser wraz z ekipą filmową w miarę postępu prac nad „Wysokimi lotami” poznawali możliwości i ograniczenia smartfona, który posłużył im za kamerę. O ile moje notatki z pierwszych chwil oglądania filmu są dość obfite, o tyle później jest ich coraz mniej, a z tego można wnioskować że moje podejrzenia nie są dalekie od prawdy.  Moje ogólne wrażenia po obejrzeniu filmu są pozytywne, zastanawiam się jednak jak wyglądałyby gdybym obejrzał go nie wiedząc nic o kulisach jego powstania.

Podejrzewam, że gdyby ktokolwiek inny, mniej utytułowany, próbował Netflixowi dostarczyć film zawierający wszystkie wyżej wymienione mankamenty zostałby grzecznie odesłany z kwitkiem, na szczęście dla nas wszystkich Steven Soderbergh miał argumenty, a dzięki niemu my dziś możemy cieszyć się smartfonową produkcją, myślę że jak na ówczesne standardy bardzo wysokich lotów, a i dziś z perspektywy czasu broniącą się równie dobrze.

Zobacz też (materiały po angielsku):

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *