Jaka piękna katastrofa

“Wygnani z raju” Macieja Szmajdzińskiego są w moim czytelniczym dorobku pozycją dość szczególną. Po pierwsze, mam tę przyjemność, że autora znam osobiście, a po drugie dlatego że tematyka świata po apokalipsie dotychczas nie była mi jakoś szczególnie bliska. Porównywać omawianej książki za bardzo nie mam z czym, chociaż… może to właśnie dobrze? Może perspektywa takiego postapokaliptycznego świeżaka jest tym, co nada mojej opinii wiarygodności? Mam nadzieję!

Przyznam szczerze, że do tej pory postapokaliptyczne klimaty jakoś mnie odpychały. Może dlatego, że nie trafiają do mnie historie o mutantach i innych dziwnych stworach czyhających tylko na okazję by zakończyć żywot tych pozostałych przy życiu niedobitków symbolizujących normalność i dawny świat. Nie dawałem dotychczas szansy tego typu literaturze i żyłem sobie w błogiej nieświadomości nie wiedząc nawet, że są książki które świat po końcu świata opisują w sposób nieudziwniony, pozbawiony tych wszystkich nierealnych i fantastycznych wodotrysków. Książki, które do nieznanej nam (na szczęście!) rzeczywistości adaptują znane schematy czyniąc ją w moim odczuciu dużo bardziej wiarygodną. Właśnie tym są “Wygnani z raju”.

Warszawa płonie

W swoim literackim debiucie autor zabiera nas w podróż do postapokaliptycznej Polski, konkretnie Warszawy oraz jej bliższych i dalszych okolic. Co było powodem końca? Fanów łatwych rozwiązań rozczaruję, bo tego z książki się nie dowiemy. Muszę przyznać, że to zabieg całkiem udany bo, jak miałem okazję przekonać się na spotkaniu autorskim, dający czytelnikom swobodę w interpretacji a tych, nawet całkiem egzotycznych lub odnoszących się do bieżących wydarzeń nie brakowało. Myślę, że tylko ten prosty zabieg sprawia, że “Wygnani z raju” na swój sposób nigdy nie stracą na aktualności.

Lubię książki (oraz filmy) zmuszające do refleksji. Takie, które nienachalnie prowadzą czytelnika przez fabułę zadając jakby mimochodem pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Takich pytań w trakcie lektury zadacie sobie bez wątpienia całkiem sporo. Nie będę udawał, że nie wiem że autor jest osobą oczytaną, bo jest! Jednak do takiego wniosku dojdzie każdy z czytelników, a to za sprawą lekkości i plastyczności jego pióra. Widać tu solidny warsztat literacki, który sprawia że przez książkę się po prostu płynie i nie sposób oderwać się od niej dopóty, dopóki nie przeczytamy całości.

“Wygnani z raju”, czyli warto mieć cel

Dla mnie ta książka ma jeszcze jeden wymiar. Jak wspomniałem, miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu autorskim w trakcie którego Maciej chętnie dzielił się informacjami o tym jak powstają książki, jak wygląda trudny rynek literacki w naszym kraju oraz ile czasu zajęło mu pisanie “Wygnanych z raju”. To przede wszystkim upór, determinacja i niezłomna wiara sprawiły, że książka doczekała się swojej premiery na papierze. Magiczne wręcz wydaje się to, że dokładnie w ten sam sposób mógłbym opisać fabułę. Przypadek? Nie sądzę! Polecam gorąco nie tylko fanom postapo czy przyszłym autorom książek. Polecam każdemu kto potrzebuje motywacji oraz dowodów na to, że chcieć to móc i że po prostu da się, trzeba tylko bardzo chcieć!

Fachowcom zostawiam dogłębną analizę dzieła Macieja. Ja z perspektywy zwykłego, szarego. czytelnika mogę stwierdzić krótko: bawiłem się świetnie! O to przecież chodzi, prawda? Powiem tak: każdemu autorowi życzyłbym tak udanego debiutu. Mam nadzieję, że na kolejną książkę nie będziemy musieli długo czekać.

Dobra robota Maciej!